Od wielu dni media informują jakie to problemy mają banki i jak bardzo spadły ich zyski. Kryzys – jak zwykle – najbardziej dotknął właśnie tę branżę więc od razu pojawiają się wzmianki o tym, że kolejne banki będą próbowały się ratować.
Nie chodzi oczywiście o ratowanie banków przed upadkiem, nic z tych rzeczy. Banki muszą ratować swoje ogromne zyski, które niezależnie od sytuacji na rynku muszą wynieść przynajmniej 14-16 miliardów złotych w całym sektorze.
Pierwsze pomysły to oczywiście ograniczenie wydatków – zwolnienia pracowników oraz zamykanie kolejnych oddziałów lub ograniczanie obsługi kasowej. Zakładam również, że pozostali pracownicy mogli otrzymać propozycję zmniejszenia wynagrodzeń, bo przecież „wszyscy musimy ponieść konsekwencje epidemii”.
Jednak ograniczenia wydatków nie są wystarczające by kolejne miliardy złotych zapisać po stronie zysków. Kto uratuje sytuację? Oczywiście klienci.
I tak kolejne banki zaczynają informować o zmianie opłat i prowizji. Swoją drogą nigdy nie jest to informacja o „podwyżce” opłat lecz właśnie o „zmianie”. Podwyżki źle się ludziom kojarzą, drugie słowo jest odbierane lepiej.
Pozostaje tylko napisać „spieszmy się kochać darmowe konta tak szybko drożeją”.
